Wszystkie bariery i granice są w naszej głowie. Długo uważałam, że nigdy - no wey - nie nauczę się żadnego innego języka niż polski (z którym też miałam nie małe problemy). Trzymałam się tego stanowiska i nawet dorobiłam sobie do niego filozofię. Stwierdziłam, że skoro wszyscy chcą wyjechać z Polski i po to głównie uczą się języków, ja będę w opozycji. Generalnie mówiło się wyjeżdżamy, a "ostatni gasi światło". Myślałam, zostanie i "nie pozwoli zgasić tego światła". Było to zaciekle Polskie. Los jednak sprawił, że poznałam takich, a nie innych ludzi, znalazłam się w takich, a nie innych sytuacjach. Nikt mnie nie przekonywał, po prostu moja filozofia pewnego dnia runęła jak każda ideologia. Teraz, cóż, nie ma co płakać za straconym czasem. Jestem na oceanie i rozpętała się burza. Jedni mówią do mnie po angielsku inni włosku. Nie rozumiem, więc doprawiają chorwackim lub macedońskim ponieważ - we have many similar words. Faktycznie - Thank you God. Jakoś sobie radzę. Nawet nawiązuje z tego tytułu szczególne więzi z innymi. Pani z muzeum, ucieszyła się z mojej ignorancji językowej i spędziłyśmy trochę czasu szukając takich samych słów po polsku i chorwacku. Zaczęło się od muchy, przeszło przez faunę i florę do nazw miejsc, a na końcu czynności. Teraz gdy się spotkamy, zatrzymujemy się i chwilę rozmawiamy. Rozmawiamy? Chyba tak to można nazwać. Mówimy do siebie w swoich narodowych językach zupełnie nie przejmując się co druga strona faktycznie ma do powiedzenia. Ja mówię coś o pogodzie, ona odpowiada nie wiem co, ja na to zagaduje, że ładnie wygląda.... Już przy pierwszym spotkaniu tłumaczę Anie (Chorwatka, która mówi pięknie po chorwacku, włosku, angielsku i pewnie jeszcze po jakiemuś...), że Ryszard Kapuściński - a very smart man, a reporter - gdy jechał w swoją pierwszą w życiu podróż zagraniczną i to do Indii znał - only Polish. Ana uśmiecha się szeroko i odpowiada: - a good start!
Powiedz coś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz